W książce pt "Strach i paniczny lęk" (o której z resztą napiszę chyba osobny post), autor prosi by spróbować sobie przypomnieć swój pierwszy atak paniki. Na myśl przychodzi mi jedna konkretna sytuacja. Mam wątpliwości czy aby na pewno to jest ten pierwszy, ale na pewno ten najmocniejszy, który rozpoczął późniejsze tzw. błędne koło.
Wybrałam się z rana na spacer na obrzeża miasta. Po spacerze podjechałam do niedużego marketu po drobne zakupy. Stojąc w kolejce poczułam się dziwnie źle. Zrobiło mi się strasznie duszno, miałam silne wrażenie, że zaraz zemdleję. Do kompletu, zaczęły mi się trząść ręce. Nie wiedziałam, co się dzieje. Kolejka dłużyła mi się niesamowicie. Uczucie nadchodzącego omdlenia było tak silne, że zaczęłam się podpierać o taśmę. Przez to, miałam wrażenie, że wszyscy mnie obserwują. Czułam, że muszę jak najszybciej stamtąd wyjść. Płacąc kartą, ledwo przyłożyłam ją do terminala, tak mi ręce latały. Koszmar. Wyszłam prędko i wsiadłam do auta. Musiałam posiedzieć w nim ok 10 min, bo dosłownie drżała mi nawet głowa! To był ten moment, kiedy mój mózg zakodował zagrożenie (nieuzasadnione) w kolejce sklepowej - przez co do dziś wojuje ze skutkami.
Ten atak miał miejsce w czerwcu 2018 i do dnia dzisiejszego nie chodzę sama do marketów - mimo, że jestem już na etapie rozumienia mechanizmów zaburzenia. Nie potrafię się przełamać, choć robię czasem postępy. Zdarza mi się zrobić normalnie zakupy w pewnym sklepie sieciowym z kosmetykami. No WOW, co nie? Do sklepu z owadem w logo, to mnie siłą nie zaciągniecie... do niego to mam wątpliwości wejść nawet z osobą towarzyszącą. Chyba dlatego, że - bynajmniej u mnie w mieście są dość ciasne i tłoczne.
Czemu miałam wątpliwości czy to był ten pierwszy raz? Otóż zdarzyło mi się raz coś dziwnego, podczas gorącego sezonu w pewnej firmie, w której pracowałam. Rok wcześniej. Pracowałam od 7 rano do późnej nocy. Firma była z branży, która swój szczyt ma latem. Było bardzo gorąco, upał. Stałam przed wejściem do biura, obserwując jakąś sytuację na placu firmy. Nagle zrobiło mi się okropnie duszno i słabo. Na tyle, że szybko skierowałam się na ławkę. Czemu ta sytuacja nie była jakimś zapłonem zaburzeń? - przyjęłam ją bardzo racjonalnie... tak, jak każdy zdrowo myślący człowiek: "Kobieto jest upał, lato, zasuwasz na szczycie maksymalnym swoich możliwości - miało prawo Ci się zrobić słabo". Tak na marginesie - to wtedy naprawdę poznałam szczyt swoich możliwości wytrzymałościowych. Posiedziałam chwilę, weszłam do biura, w którym było przyjemnie chłodno, wypiłam szklankę wody i wróciłam do pracy. Nic się przecież nie stało, prawda? I teraz, żeby było ciekawiej - na ten silny atak w marketowej kolejce, jak się PÓŹNIEJ okazało, też mogłabym mieć racjonalne wytłumaczenie. Jakieś 1,5 tygodnia później okazało się, że jestem w ciąży. W ciąży pozamacicznej, która skończyła się wycięciem jajowodu. Stresu oczywiście też uświadczyłam przy okazji tych wszystkich wydarzeń - bo generalnie na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym zagościłam dodatkowe dwa razy, zanim się okazało, co się tak naprawdę dzieje. Rok 2018 był dla mnie ogólnie ciężki i bardzo obciążył moją psychikę. Dlaczego autor wspomnianej wyżej książki chce, by czytelnik przypomniał sobie pierwszy atak? Otóż rozejrzeć należy się nawet do roku wstecz - czy czasem nie wydarzyło się w naszym życiu coś mocno stresującego. Nasz układ nerwowy jest, jak szklanka wody stojąca w upale - trochę pogrzeje słonko - woda odparuje... Jeśli jednak wleje się hurtem dużo wody - ta się przeleje. Nie zostaje to dla nas bez echa. Więcej o nieszczęsnym 2018 roku, będzie w osobnych postach. Sporo się on przyczynił do mojego aktualnego stanu psychicznego, ale wszystko po kolei, powoli...
Wybrałam się z rana na spacer na obrzeża miasta. Po spacerze podjechałam do niedużego marketu po drobne zakupy. Stojąc w kolejce poczułam się dziwnie źle. Zrobiło mi się strasznie duszno, miałam silne wrażenie, że zaraz zemdleję. Do kompletu, zaczęły mi się trząść ręce. Nie wiedziałam, co się dzieje. Kolejka dłużyła mi się niesamowicie. Uczucie nadchodzącego omdlenia było tak silne, że zaczęłam się podpierać o taśmę. Przez to, miałam wrażenie, że wszyscy mnie obserwują. Czułam, że muszę jak najszybciej stamtąd wyjść. Płacąc kartą, ledwo przyłożyłam ją do terminala, tak mi ręce latały. Koszmar. Wyszłam prędko i wsiadłam do auta. Musiałam posiedzieć w nim ok 10 min, bo dosłownie drżała mi nawet głowa! To był ten moment, kiedy mój mózg zakodował zagrożenie (nieuzasadnione) w kolejce sklepowej - przez co do dziś wojuje ze skutkami.
Ten atak miał miejsce w czerwcu 2018 i do dnia dzisiejszego nie chodzę sama do marketów - mimo, że jestem już na etapie rozumienia mechanizmów zaburzenia. Nie potrafię się przełamać, choć robię czasem postępy. Zdarza mi się zrobić normalnie zakupy w pewnym sklepie sieciowym z kosmetykami. No WOW, co nie? Do sklepu z owadem w logo, to mnie siłą nie zaciągniecie... do niego to mam wątpliwości wejść nawet z osobą towarzyszącą. Chyba dlatego, że - bynajmniej u mnie w mieście są dość ciasne i tłoczne.
Czemu miałam wątpliwości czy to był ten pierwszy raz? Otóż zdarzyło mi się raz coś dziwnego, podczas gorącego sezonu w pewnej firmie, w której pracowałam. Rok wcześniej. Pracowałam od 7 rano do późnej nocy. Firma była z branży, która swój szczyt ma latem. Było bardzo gorąco, upał. Stałam przed wejściem do biura, obserwując jakąś sytuację na placu firmy. Nagle zrobiło mi się okropnie duszno i słabo. Na tyle, że szybko skierowałam się na ławkę. Czemu ta sytuacja nie była jakimś zapłonem zaburzeń? - przyjęłam ją bardzo racjonalnie... tak, jak każdy zdrowo myślący człowiek: "Kobieto jest upał, lato, zasuwasz na szczycie maksymalnym swoich możliwości - miało prawo Ci się zrobić słabo". Tak na marginesie - to wtedy naprawdę poznałam szczyt swoich możliwości wytrzymałościowych. Posiedziałam chwilę, weszłam do biura, w którym było przyjemnie chłodno, wypiłam szklankę wody i wróciłam do pracy. Nic się przecież nie stało, prawda? I teraz, żeby było ciekawiej - na ten silny atak w marketowej kolejce, jak się PÓŹNIEJ okazało, też mogłabym mieć racjonalne wytłumaczenie. Jakieś 1,5 tygodnia później okazało się, że jestem w ciąży. W ciąży pozamacicznej, która skończyła się wycięciem jajowodu. Stresu oczywiście też uświadczyłam przy okazji tych wszystkich wydarzeń - bo generalnie na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym zagościłam dodatkowe dwa razy, zanim się okazało, co się tak naprawdę dzieje. Rok 2018 był dla mnie ogólnie ciężki i bardzo obciążył moją psychikę. Dlaczego autor wspomnianej wyżej książki chce, by czytelnik przypomniał sobie pierwszy atak? Otóż rozejrzeć należy się nawet do roku wstecz - czy czasem nie wydarzyło się w naszym życiu coś mocno stresującego. Nasz układ nerwowy jest, jak szklanka wody stojąca w upale - trochę pogrzeje słonko - woda odparuje... Jeśli jednak wleje się hurtem dużo wody - ta się przeleje. Nie zostaje to dla nas bez echa. Więcej o nieszczęsnym 2018 roku, będzie w osobnych postach. Sporo się on przyczynił do mojego aktualnego stanu psychicznego, ale wszystko po kolei, powoli...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz